Combat: 72
Profesja: Łucznik
Nick: Dark Palady0
Members: nie
Wiek: 32 Dołączył: 18 Lut 2006 Posty: 1131 Skąd: się biorą dzieci?
Wysłany: 2006-06-16, 15:56 ,,Gdy nie widać już horyzontu'' część 3
Potężna forteca unosiła się ponad chmurami. Forteca wyglądała tak, jakby do wielkiej, lewitującej wieży doczepiono ła?cuchami kilka innych, mniejszych wież. Cała konstrukcja zbudowana była z białych bloków kamieni, od których odbijało się światło sło?ca tworząć delikatną, białą poświatę. Na szczycie każdej wieży osadzony był kryształ. Jego wielkość zależna była od wielkości wieży. Największy kryształ, na głównej wieży, był wysokości dwóch dorosłych mężczyzn, a szerokość jego wynosiła coś koło półtora metra. Wokół fortecy latały skrzydlate istoty. Anioły. Każdy z nich nosił na plecach miecz. Każdy miecz był inny, a zarazem taki sam. Każdy miecz był inaczej zbudowany i przyozdobiony, ale każdy łączył jego właściciela z Annutalenem, Panem ?wiatła . Po wieloletnich naukach i praktykach, młody adept wiedzy niebios stawał do rytuału, który dodawał mu skrzydła i niesamowitą siłę. Nie każdy mógł zostać aniołem. Tylko ci najczystsi na duszy i sumieniu mogli zostać aniołami.
Dwójka aniołów szła spiralnymi schodami głównej wieży. Każdemu oczy świeciły niebieskim płomieniem. Doszli na ostatnie piętro wieży. Weszli do komnaty. Była ona przyozdobiona witrażami upamiętniającymi wielkie sukcesy zakonu aniołów. Pokonanie smoka Thantzaradanota z Gór Aiordu, zesłanie demona Altumatunatema do Dziewiątego Piekła, zniszczenie miasta wampirów w Aasgarnii...
Witraży upamiętniających bohaterskie czyny zakonu było wiele. Na wprost od wejścia do komnaty stał tron, na których siedział potężny anioł z dwoma parami skrzydeł. Obok tronu był wbity potężny dwuręczny miecz.
Oba anioły uklęknęły, i czekały na słowa swojego mistrza.
-Powsta?cie, bracia.
Anioły posłusznie wykonały polecenie. Mistrz przywołał ich bliżej do siebie gestem ręki. Anioły podeszły bliżej.
-Wiecie pewnie, po co was tu wezwałem. - powiedział mistrz.
-Nie, Archaniele Maratodusie.
-Chce od was, byście pokazały istocie z piekieł, wampirowi, że nie ma tu dla niej miejsca. Aniele Michale, będziesz za to odpowiedzialny. Aniele Nortadamusie, pomożesz aniołowi Michałowi w wykonaniu zadania.
-Jak rozkażesz.
Michał i Nortadamus ukłonili się, po czym wyszli z komnaty. Zeszli na sam dół wieży, i przygotowali się do lotu. Mieli zejść do świata śmiertelnych. ?wiata, gdzie nie odczuwa się obecności bogów jak tu, nad chmurami. Na najniższym piętrze głównej wieży brakowało znacznego kawałka ściany, który służył aniołom do wylatywania z wieży. Michał popatrzył w dół. Obłoki chmur przepływały pod nimi. Nortadamus skoczył pierwszy. Zniknął w chmurze. Za nim skoczył Michał, nurkując przez chmure i spadając ku ziemi.
* * *
Darkammos szedł powoli lasem. Droga jakby się nie ko?czyła. Szedł tak już dobre kilka godzin. Nagle przystanął. Ukucnął, po czym pazurem rozerwał prawie niewidoczną nitke leżącą na ziemi. Potem poszedł dalej. Zbliżał się do polany. Im bardziej się zbliżał, tym coraz głośniej słyszał podniesione głosy. Schował się w zaroślach, po czym zaczął się skradać do źródła sprzeczki. Był już na skraju lasu. Schował się w krzakach i obserwował całą sytuacje. Półork, jakiś człowiek i zamaskowany mężczyzna sprzeczali się z elfem. Elf siedział na wozie, wokół było mnóstwo trupów. Dziwnych trupów. Tak przynajmniej mu się wydawało.
Nagle poczuł jak chłód stali dotyka jego szyi. Siedział cicho. Zauważył kątem oka, jak elfka podchodzi powoli do skraju lasu, by lepiej obejrzeć całą kłótnie. Elfka miała na sobie płaszcz, i nie widział jak jest uzbrojona. Po chwili podszedł do elfki kolejny elf, tym razem wojownik. Miał na sobie zbroje łuskową. Ale zbroja ta nie wydawała żadnych odgłos, nawet kiedy metalowe łuski ocierały się o siebie.
Kłótnia narastała. Najagresywniej zachowywał się półork.
- Nie mów mi, że ty, małe leśne nędzne próchno zdołałeś zabić tych ludzi. To jest niemożliwe. Elfy na sam widok bójki uciekają że aż za nimi się kurzy. - krzyczał półork
Elfka zacisnęła zęby, a jej ręka sięgnęła po coś za płaszczem. Wyjeła sztylet. Ale wojownik ją nieco uspokoił.
-To prawda, elfy nie są najsilniejsze, ale mają coś takiego jak wrodzony dar magiczny - odpowiedział elf na wozie
-Albo gnomy, które mają wrodzony dar wytwarzania iluzji. - powiedział zamaskowany osobnik
-Co przez to rozumujesz? - zapytał elf
-?e jesteś nikim, jak małym gnomem, który uważa że jak zrobi jakąś nędzną iluzje to mu się wszystko upiecze.
Elf zakwiczał. Iluzja się rozproszyła. Był to rzeczywiście gnom, ale co najdziwniejsze miał wszędzie zaczerwienioną skóre.
Półork złapał go za gardło, po czym podniósł do góry.
-I jak się nazywasz, nędzny łamago?
-Mówią na mnie Czerwony.
-Widać dlaczego...-człowiek się uśmiechnął
-Cicho, Snort. Możliwe, że nasz nowy przyjaciel nie będzie już mógł niedługo wytwarzać jakichkolwiek iluzji.
-A to niby dlaczego, Lord? - zapytał Snort
-Jak chcesz cokolwiek robić, nie mając głowy?
Gnom się przeraził. Zaczął krzyczeć i bezradnie wymachiwać nogami. Uścisk półorka był coraz mocniejszy. Gnom zaczynał się dusić. Dopóki nagle coś nie odepchnęło półorka tak, że wypuścił gnoma i się przewrócił.
Darkammos opuścił ręke. Po czym pokazał elfom, że będzie już spokojny.
Lord rozejrzał się. Snort podbiegł do półorka i pomógł mu wstać. Gnom najpierw rozmasował gardło, po czym pobiegł ile sił w nogach w las.
-Nic ci nie jest, Skirion?
Półork zignorował wyciągniętą ręke Snorta, i wstał o własnych siłach.
-Jak dorwe tego który to zrobił, to mu nogi z dupy powyrywam.
-Wątpie żebyś dorwał. - mruknął Lord
-A to niby czemu? - warknął Skirion.
-Ten, który użył tego zaklęcia, naprawde dobrze to zrobił. Nie można nawet wytropić toru lotu zaklęcia. A tym bardziej nie można wytropić rzucającego to zaklęcie.
Darkammos uśmiechnął się lekko.
Elfy zaczęły się wycofywać. Zabrały ze sobą Darkammosa, który podporządkował się im od razu, i nie sprawiał żadnych problemów.
Nie przeszli nawet jardu, kiedy ponownie rozległy się uniesione głosy na polanie. Elfy popatrzyły na siebie, po czym elfka poprowadziła ich spowrotem na skraj polany.
Tym razem na polanie oprócz trzech awanturników stały dwa anioły.
-Nie bójcie się nas, istoty. Jestem anioł Michał, a to anioł Nortadamus. Możecie nam pomóc? Tropimy tu pewną istotę piekielną. Bardzo zależy nam na jej złapaniu i zabiciu.
-Kto tu się kogo boi, skrzydlaty człowieczku? - ryknął Skirion
-Spokojnie, Skirion. Anioły są pewnie po naszej stronie. Też szukają tej elfki. Czyż nie mam racji, panowie? - powiedział Lord
-Możliwe. Jeśli ona jest wampirem, to tak.
-Tego my też nie wiemy. Ale jeśli się okaże, że tak, i ją wspólnie upolujemy, to nam wystarczy zemsta, a wy zyskacie chwałe za zabicie potwora. Zgadzacie się?
Anioły popatrzyły na siebie. Odeszły na kilka kroków. Zaczęły rozmawiać. Po czym anioł Michał podszedł do awanturników i oznajmił.
-Zgadzamy sie.
Maratodus to postać fikcyjna. Nikomu bym tutaj nie dał tak wysokiej rangi jak archanioł
ee no widzem ze mnie nie doceniasz i kieedy ja wreszcie wystąpie??tylko nie chce być żadnym gnomem... o właśnie a czy imie Czerwony ma jakiś związek z Red Angel??
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum